"Wszystko będzie dobrze", 2007, reż. Tomasz Wiszniewski
Michał Chaciński z Esensji tak rozpoczął swoją mini-recenzję: "Czy jeśli film skutecznie omija wszystkie miejsca, w których obawiałem się kompletnej żenady, to już wystarczy na określenie 'dobry'?" Pełna zgoda. :) Chociaż nie świadczy to najlepiej o kondycji polskiej kinematografii.
Właściwie powinnam na ów film machnąć ręką albo, obejrzawszy, pojechać po całości, bo to konstrukcja ulepiona z przeżutego na papkę materiału - relacja dziecko-dorosły, którą nie wiedzieć czemu odkryli nagle polscy twórcy i rzucili się na tę stęchłą koncepcyjną padlinę jakby była świeżym mięskiem; za motor fabularny służy umierająca na raka matka, a czas ekranowy wypełniają zmagania syna, który biegnie do Częstochowy, licząc na cud uzdrowienia. Powinno więc być arcydramatycznie, dławiąco-sentymentalnie i kiczowato. Ale nie jest, a przynajmniej nie do końca. Reżyser naprawdę całkiem zgrabnie lawiruje między kolejnymi pułapkami, nieuchronnie czyhającymi pośród tak wytartych pomysłów. Do tego, niesamowite!, przyzwoita rola chłopca. Moim zdaniem Wiszniewskiemu udało się złapać równowagę między tanim wyciskaczem łez a celowo nijakim artystowskim eksperymentem.
Oczywiście ten film nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby nie rewelacyjny Więckiewicz w roli wiecznie pijanego trenera. :) To on nadał tej produkcji lekkość, paradoksalnie, bo temat alkoholizmu to akurat jedna z ostatnich rzeczy, z których należałoby się śmiać. Ale po prostu nie dało się zachować powagi, gdy jego bohater strzela oczami w poszukiwaniu okazji do kolejnego kielicha albo gdy z uśmiechem błogości otwiera kolejną puszkę piwa. :) I zresztą... dzięki temu ten film nie popada w przesadne moralizatorstwo, a przecież sceny, w których Andrzej zmaga się ze skutkami odstawienia alkoholu, ani trochę nie tracą na sile, wręcz przeciwnie - przez kontrast z wcześniejszymi obrazkami radosnego upojenia, są jeszcze bardziej sugestywne.
No więc faktycznie wygląda na to, że jeśli polski film mnie nie usypia, nie irytuje i nie zniesmacza, to już jestem gotowa śpiewać peany. :) Mogłabym może napisać parę słów o wadach i kalkach (np. podobne 'rozmowy z Bogiem' i swoisty 'układ' w "Przełamując fale"), ale po prostu mi one nie przeszkadzały.
środa, 27 lutego 2008, aniaposz