Kupiłam sobie męskie maszynki do golenia. Cztery. Dwa Polsilvery i dwa Wilkinsony, nie było Gillette i nie mogłam się zdecydować, które wybrać, więc wzięłam jedne i drugie. Podkreślam słowa: "sobie" i "męskie". Sobie, czyli dla mnie, a nie dla konkubenta, a męskie, czyli cudowne, ostre jednorazowe golarki wielorazowego użytku. Położyłam je w łazience, aby czekały na sprzyjające okoliczności. I nadszedł ten dogodny moment - dzieci śpią, konkubent jest w domu, więc w razie jakiejkolwiek aktywności któregoś z synów, nie będę musiała wyskakiwać z wanny i ociekając wodą biec do dzieciaków. Pełen relaks, salon SPA w łazience dwa na półtora, cynamonowa kula do kąpieli z Biedronki przyjemnie musuje w wodzie. Żyć i nie umierać. Zrobię się na bóstwo.
A tu ZONK! Dwa Wilkinsony zniknęły!!! Całe życie słyszę:
-Bo Ty moich golarek używasz, nie mam się czym golić, zacinam się, bo są za tępe!!!
A tu proszę! Kto komu? I stereotyp obalony. I jak ktoś przy mnie zażartuje, że kobiety często boli głowa, to ten stereotyp też obalę. A co!
A miało być o wychowaniu dzieci;)
piątek, 22 lutego 2013, konkubinakropkapl